Mimesis (2014), czyli rozterki autorki kryminałów


Samemu ciężko mi określić, w jaki sposób powstał ten tekst. Zazwyczaj napisanie opowiadania łączy się nierozerwalnie z notatkami w ilości co najmniej pół strony, z rozpatrywaniem fabuły w tę i we w tę, no i ogólnie bólami męki twórczej. Nie w tym przypadku. Jest na to chyba tylko jedno małe słowo - natchnienie. Szczególnie dziwne dla mnie, że opowiadanie nie należy do nurtu fantastyki.

Spokojnie można winić za to serial "Dexter", do obejrzenia którego zebrałem się dopiero... cóż, gdy się skończył. Tu z jednej strony fani narzekają po Internecie na zakończenie, a z drugiej ja odpalam sobie pierwszy odcinek. No i wiadomo, czym to się kończy - maratonem. Coś widocznie rzuciło mi się na mózg od nadmiaru tych psychopatycznych wizji i krwi, gdyż napisałem "Mimesis".

Trochę po Kingowsku bohaterką jest pisarka - autorka książek dla dzieci, która debiutowała jednak krwawym kryminałem. Jej chłopak i jednocześnie największy fan bezustannie próbuje ją przekonać, żeby powróciła do pisania o zabójczej bohaterce. Tak bardzo na nią naciska i naciska, aż w końcu... coś w niej pęka.

Tekst ukazał się na Horror Online, gdzie swego czasu opublikowano też moje opowiadanie science-fiction/horror - "Haust".

Zapraszam do lektury :)

Link do opowiadania (Horror Online)
(Wszystkie prawa zastrzeżone)

Easter egg / Slasher squad (2014), czyli koszmar w wydaniu perpetuum mobile


Trzecie opowiadanie ukazujące się na znakomitym portalu Ex Fabula traktuje o grupie ludzi, którzy utknęli w symulowanej grze z gatunku survival horror. Złośliwy bug nie pozwala im jej opuścić, zapętlając rozgrywkę w kolejne cykle koszmaru i powolnego zjazdu z szaleństwo.

Pomysł z początku nie posiadał tytułu jako takiego. Później wymyśliłem mu "Easter egg" - po tych uroczych niespodziankach, jakie czasem pojawiają się w grach - a później w procesie redakcyjnym doszedł kolejny, równie adekwatny - "Slasher squad". W związku z tym oficjalnie znalazły się oba, co tworzy mocno brzmiącą sekwencję Easter Egg Slasher Squad - prawie jak: Fearless Vampire Killers albo Scoobie-Doo i... a nie, to akurat zły przykład :)

Scena z "bezzębnym starcem na stacji benzynowej" przyszła mi do głowy podczas oglądania Domu w głębi lasu (2012), horroru zewsząd krytykowanego, ale w mojej opinii - wspaniałego, przynajmniej w dekonstruowaniu stereotypów i konwencji slasherów. Wspomniany film nie kryje się wcale z tym, że korzysta z popularnych motywów, a przy tym ukazuje pełną gamę klasycznych horrorowych morderców - coś, co zawarłem również w swoim opowiadaniu.

Kadr z "Domu w głębi lasu" (2012)

Styl narracji wyszedł mi przy tym mocno eksperymentalny - zazwyczaj lubię uwić sobie gniazdko w punkcie widzenia jednego bohatera i z jego lub jej perspektywy przedstawiać świat. Tutaj jest nieco awangardowo, kolektywnie, z dużą dawką ironii i z przekleństwami. Ale wyszło, uważam, wspaniale.

Zapraszam do lektury :)

Link do opowiadania (pdf)
(Wszystkie prawa zastrzeżone)

.
.
.
(czi, czi, czi... ha, ha, ha...)

SMSmeryzm #1 - zaklinanie świata w 140 znaków



Literatura, zdaje się, nie znosi pustki; wiecznie poszukuje nowych form wyrazu, w dzisiejszych czasach tak oryginalnych, co... cóż, krótkich.
Czasy się zmieniają, a my zmieniamy się z nimi. Kiedyś mierziły mnie teksty, które ciągnęły się na jedną/dwie strony - wolałem czytać pokaźne tomiszcza powieściowe albo chociaż opowiadania długością zakrawające na noweletki.
Później stwierdziłem, że tzw. "szorty" też są całkiem w porządku - nawet w trzech, czterech, pięciu tysiącach znaków można stworzyć wciągającą fabułę. Następnie musiałem przekonać się do drabble, czyli stusłówek. I znowu: ograniczenia formalne wynikające z nowego gatunku pod palcami zręcznego pisarza stają się zaletami, a nie wadami. Narzucanie sobie ograniczeń to jedna z najlepszych metod rozwoju.

I tak w końcu natknąłem się na Microspores autorstwa Jeffa Noona (polecam nr 4, genialne). Właśnie skończyłem jego powieść TV Ciał0 i jak zawsze po satysfakcjonującej lekturze postanowiłem zagłębić się w Internecie w poszukiwaniu ciekawostek.
Noon jako pisarz awangardowy ma wiele ciekawych teorii. W Ghost on the B-Side pisze na przykład o dub fiction, czyli metodzie "remiksowania" utworów literackich w sposób niemal DJ-ski, wraz z samplami i zniekształceniami, tak aby wyłoniło się coś w rodzaju "podświadomości" tekstu.

To jednak na przyszłość. :) Chwilowo zająłem się "mikrosporami".

Noon narzucił sobie ograniczenie 140 znaków wynikające z publikowania na Twitterze i stworzył dziesiątki takich dwu-, trzy-zdaniowych historyjek-obrazów. Dokładnie taki sam limit znaków pojawia się w SMSach z polskimi znakami (normalnie mamy 160 w kodowaniu 7-bitowym), choć często zmniejsza się do nawet 70 (16-bitowe).

140 to jednak dobra liczba do eksperymentacji. Więc zamiast takich literek-Twitterek i mikrozarodków wziąłem się za SMSmeryzm. Tak jak "mikrospory" są to obrazy lub zalążki fabularne. Wspaniała rzecz, jeśli ma się jakąś niewykorzystaną, nie przystającą do niczego scenkę. Język polski, ze względu na długość słów, dociska to imadło ograniczeń aż do chrzęstu sylab, ale przez to jest jeszcze ciekawiej.

Przedstawiam więc pierwszą ósemkę, zebraną kolektywnie z najprzeróżniejszych szczątków pomysłów. Mam nadzieję, że w miarę regularnie ukazywać się będą kolejne:



#1
Zebrali Piaski Czasu i wydmuchali z nich tafle szkła. Czas za oknami płynie teraz wolniej; nie marnuje się. Wkrótce wmontują je w kineskopy.


#2
Uliczny mim zastygł do wtóru oklasków w głębokim ukłonie, nieruchomy. Jego astralne ciało posłusznie zanurzyło dłonie w kieszeniach widzów.


#3
Już dziś, 19:30. Zespół Five of Me, czyli On i cztery klony. Istny człowiek-orkiestra, wirtuoz, sam gra na wszystkim. Z klonem wjazd gratis!


#4
Kapłan pomodlił się do boga o aktywację zaklęcia. Z nieba spadła upragniona mana – całe 20 punktów. Dokładnie tyle ile bóg wyrzucił kośćmi.


#5
Wychynął z Kokonu ledwie na 5 minut; tyle się postarzał. Zdmuchnął wszystkie 300 świeczek na torcie, zjadł kawałek i wrócił do hibernatora.


#6
Przy trzecim ciele zostawił policji wiadomość. Podpisał się: Kot Schrödingera. Nad ranem wywieszono plakaty: Poszukiwany Żywy Lub Martwy.


#7
Spotkali się u zbiegu równoległych światów, przed kwantowym lustrem z napisem Poznaj Innego Siebie. To była miłość od pierwszego wejrzenia.


#8
Odkąd zabrała dzieci, eks-żona była mu zimna i odległa jak kometa. Obserwował ją po raz pierwszy od 20 lat, z okiem przy lunecie snajperki.


Można rozsyłać znajomym na komórki :)

Śpij, królewno, śpij... (2014), czyli miłość jak ze snu


To nieco już starsze opowiadanie, bo pochodzące (według daty na pliku) z roku 2012, ukazało się właśnie w znanym czasopiśmie internetowym Creatio Fantastica, choć - wyjątkowo - pod adresem tymczasowym. Nie wiem, czy wynika to z problemów ze stroną właściwą, czy ze zmianą domeny, cieszę się jednak, że tak czy inaczej opublikowano je pod tym szyldem. Bo w zasadzie spisałem je już na straty i wesoło gniło sobie w "szufladzie", a tu niespodzianka. Naczekałem się gdzieś od listopada, ale było warto.

"Śpij, królewno, śpij..." można przyrównać do innych moich tekstów, w których podejmuję się pierwszoosobowej narracji z perspektywy niewidzialnych istot, czyli do "Zakochanej zmory" i "Ślepego stróża". Różnica jest taka, że tym razem tekst wprost ocieka senną atmosferą, a proza jest o wiele bardziej "poetycka" niż w poprzednich dwóch utworach.

W samym środku opowiadania pojawia się również wiersz, będący jakąś tam próbą oddania wesołego, słowotwórczego oniryzmu, jaki znaleźć można w dziełach Lewisa Carrolla czy chociażby w "Finnegans Wake" Jamesa Joyce'a. Był to jedyny właściwy sposób na oddanie klimatu najgłębszego snu, w jakim zanurzają się bohaterowie. Prawie jak w "Incepcji", taki spadek w Limbo, tylko że wierszem...



Przyjrzałem się teraz świeżym okiem i w zasadzie nadal podoba mi się ten wiersz. Opowiadanie zresztą też. Spodziewałem się, że wychwycę zaraz masę błędów i niedociągnięć, ale ten senny klimat przyjemnie porywa. Przygotowuję się teraz do napisania czegoś dłuższego w temacie oniryzmu, snów, itp., więc dobrze wiedzieć, że jakoś mi to wychodzi ;)

Miłośnicy greckiej mitologii również nie powinni być zawiedzeni - na ile zbadałem sprawę, a badać lubię, wszystkie szczegóły dotyczące bogów i bożków się zgadzają. Ciekawie też wyobrażać sobie, że ONI, greccy bogowie, nadal działają we współczesnym świecie w sferach, które im powierzono.

Zapraszam więc na drugą stronę poduszki - tylko mam nadzieję, że nie podczas lektury :)

Link do opowiadania (Creatio Fantastica #44)
(Wszystkie prawa zastrzeżone)


Edit:
I jeszcze okładeczka z moim nazwiskiem, he, he:


B. W. (wersja dla czytelników alfa) poszła w świat

Druga wersja powieści (roboczo B. W.), czyli taka już do czytania, oficjalnie trafiła w dłonie towarzysza Pierwszego Czytelnika i poddawana jest obecnie skrupulatnej analizie. Albo leży gdzieś na sofie u kumpla. Jedno z dwóch.
Tak, siak czy owak, zbierają się czytelnicy alfa. A jeśli ktoś jeszcze miałby ochotę zostać tego typu doświadczalnym królikiem i "doświadczyć" lotu w dół króliczej nory moich wypocin, niech trąbi w surmy, wali na maila, pisze sesemesa, pyta nieśmiało osobiście, wysyła sygnały telepatyczne czy komunikuje się każdym innym medium pięcio- czy sześciozmysłowym - albo w kolejkę po papierową wersję (niestety tylko jedna taka istnieje, szkoda lasów, zwłaszcza wiekowych drzew tuszodajnych), albo bez kolejki po elektroniczną (PDF). Jest to niewątpliwie niebywała okazja, aby skrytykować mnie bez konsekwencji (normalnie gryzę) i wygarnąć mi, co źle napisałem. ;)

A ja tymczasem roztwieram folder z obrazkami inspirującymi mnie do powieści i zamieszczam taki oto rarytas:



See you on the other side!