Spotkałem ją przy głogach, co rosną u rozdroży
a włosy miała dzikie, a wyziew oczu - srogi
i jędrne z frontu piersi
-
to były zbyt wysokie jak na mój rozkrok progi
Mówiła obcym głosem, że nigdy nie zapomnę
że serce jej gotowe - spęczniałe i ogromne
karmiła mnie nektarem
z ziół, miodu cud-naparem
i przysięgała - piękne będziemy mieć potomne
Mój koń chabetny odżył i zbroja wpół rozpękła
a ona mnie ciągnęła za lejce z tego piekła
tętniła głosem śpiewnym
i łkała okiem rzewnym
że wreszcie się wyrwała, że w końcu stąd uciekła
Z promieniem pierwszym rannym zraniła mnie na wylot
i żaden znak na niebie nie zjawił się z tą chwilą
a chłodny znak przyziemny
- już zadość swym czyniła pośpiesznym stamtąd dylom
I tak od tego czasu błąkamy się po świecie
nie-swoim, ja i koń mój, regiment-duch i miecze
i z rany w mojej piersi
- la belle dame sans merci! -
wykrzyczę jeszcze czasem co sił w tym wierszoklecie
21.04.2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz